Nowy punkt na burgerowej mapie Poznania, tym razem samo Centrum – czyli Półwiejska. Moaburger reklamuje się jako… raj, będący alternatywą dla smutnego i szarego świata. Czy tak jest? Na pewno, jeśli musicie zaspokoić kilkudniowy głód i liczy się tylko rozmiar. Samo miejsce przyjemne, choć troszkę pustawe, jakby niedokończone. Spodziewałam się czegoś z charakterem, a okazało się schludnie i stołówkowo. Menu imponujące, możemy wybierać spośród kilkunastu burgerów i to skomponowanych w raczej nietypowy sposób, na plus również szeroki wybór mięs. My postawiliśmy na klasykę z dodatkiem sera (dlaczego nie ma cheddara?! skąd edamski?!) i burgera firmowego z burakiem i ananasem. Do tego frytki z wyborem sosów. Przede wszystkim wrażenie robią ogromne porcje,…
Burger Poznański – polecam!
Piwnica Okrąglaka skrywa kilka restauracji, między innymi można tam znaleźć Burger Poznański, w którym jak łatwo się domyślić, serwowane są burgery. Moje doświadczenia z tą lokalizacją póki co nie były zbyt przyjemne, średnie Rotondo, średnie Marche, ale postanowiłam po raz ostatni dać się skusić i wypróbować, jak mi się zdaje ostatnią tamtejszą restaurację. Jak się okazało – była to dobra decyzja. Bardzo przyjemne, nieprzeładowane wnętrze, w którym każdy powinien poczuć się komfortowo, plusem jest też kącik dla dzieci, specjalne dla nich menu i przewidziane atrakcje. Spora przestrzeń i neutralny wystrój – nie zawsze jest to zaletą, ale w lokalu tego typu, jak najbardziej. Obsługa miła, choć nieszczególnie zaangażowana, no ale…
Tym razem wybrałam najprostszą wersję, po ostatnim eksperymencie bowiem doszłam do wniosku, że to chyba będzie wersja dla mnie. No i się nie pomyliłam, zjadłam z ogromnym smakiem, można powiedzieć że burger mnie uszczęśliwił 🙂 Mięso, tak jak ostatnio, pyszne, a może nawet lepsze niż ostatnio – soczyste, aromatyczne. To co się zmieniło to sosy. Nadal ta sama kolorystyka, więc myślałam, że będzie tak jak ostatnio – całość smaczna, ale sosy psujące wrażenie. No i tu miła niespodzianka – sosy chyba uległy jakiejś ewolucji, zdecydowanie smaczniejsze! Jeden bardziej pikantny, drugi łagodny, ale oba smakowały jakby bardziej naturalnie, także wielki plus! Teraz mogę powiedzieć – najlepszy burger w Poznaniu! Klasyczny burger Molly’s…
Aloha Burger, czyli wołowina, trzy rodzaje sałaty, ananas z grilla, plasterek mozzarelli i plaster szynki w bułce pszennej. Opis według mnie imponujący, liczyłam na prawdziwą eksplozję smaku, zachwycającą i przemyślaną kompozycję. No, każdy ma jakieś wyobrażenia, jak się okazało – do czasu. Danie prezentowało się naprawdę dobrze. Wszystko ładnie ułożone, ser zapieczony,oliweczka – wszystko pięknie. Ale niestety smak już nie był taki świetny. Po kolei: połówka bułki z czerwonym sosem, była smaczna – sos także, mimo że raczej kupny. Druga połowa bułki również posmarowana sosem, z tym że jakimś bardziej w stylu tysiąca wysp, również kupny, ale tym razem okropny. Kęs bułki z niedobrym sosem zagryzałam kęsem bułki z dobrym sosem.…
Do Molly’s Grill pewnie nigdy nie trafiłabym gdyby nie Foodie Card. Z zewnątrz restauracja prezentuje się dość drogo i elegancko, a z drugiej strony lokalizacja restauracji jest dość trudna. Trzeba wiedzieć gdzie się idzie, żeby w ogóle trafić. Właściwie prawie przy Półwiejskiej, a jednak jakoś tak wciśnięte w róg, nieoznakowane. No i sąsiedztwo Manekina trochę rozprasza. Od środka lokal prezentuje się kompletnie inaczej niż przez okno. To co wzięłam za eleganckie okazało się prowizorką. Stoły nakryte ceratą i papierowymi bieżnikami, puste ściany. Przynajmniej w sali, w której ja siedziałam, drugiej nie przyjrzałam się zbyt dokładnie. Ale wydaje mi się, że niewiele się różniła, może kolorystyką. No nie powiem żeby miejsce było…