Kolejna wizyta w restauracji z grouponem. Tym razem trafiło na miejsce z tradycją, dla mnie istniejącą „od zawsze”, ale do której nigdy nie było po drodze. Chcieliśmy pójść do restauracji troszkę lepszej i spróbować czegoś co musi smakować 🙂 W radosnym nastroju, pełni oczekiwań i nastawieni na elegancką kolację dotarliśmy do Massimiliano Ferre. Pierwsze wrażenie było, cóż, rozczarowujące. Miejsce wydało się co najwyżej przeciętne, wnętrze dawno nie odświeżane i niezbyt przytulne. Na twardych krzesłach zabrakło poduszek, na podłodze płytki dające uczucie chłodu.. Ale nic to, ma być pysznie. Na stronie kuszą doświadczonym szefem kuchni, wieloma rekomendacjami, wyróżnieniami i dyplomami. Na początek zdecydowaliśmy się na zupę czosnkową z żółtkiem i parmezanem oraz…
Kolejna restauracja, w której można zjeść za pół ceny z Foodie Card i póki co chyba największe rozczarowanie. Myślałam, że trafię do miejsca gdzie można zjeść coś prostego, domowego i SMACZNEGO. Kiepsko wypadło wszystko właściwie, może prócz obsługi, która była sprawna i miła. Pierwsze wrażenie nawet pozytywne po chwili minęło. Wystrój trochę bez wyrazu, trudny do określenia – ni to restauracyjny, ni to klubowy. Ale najgorsze wrażenie i tak zrobiła toaleta. Po pierwsze – zagadka – dlaczego toaleta jest na kod? dziwne, no ale cóż. Było czysto, ale: nie było mydła, suszarka nie działała, oderwana klapa.. No klimat jak z pubu, a nie restauracji. Jedzenie z kolei było straszne. Zdecydowanie nie…
Pastel de nata to portugalska babeczka – ciasto francuskie wypełnione budyniem. Zaskakująco smaczne połączenie! Całość doprawiona jest jeszcze cynamonem, który pasuje idealnie. Ciasto francuskie i budyń – brzmi prosto i banalnie, ale tego trzeba spróbować żeby zrozumieć. Budyń to nie jakaś tam papka z proszku, ale przepyszny krem – lekki, delikatny, na górze z delikatną skorupką. Zakochałam się w tych ciasteczkach, nie jadłam w życiu nic lepszego, jeśli chodzi o słodycze. Polecam! Babeczki pieczone są przez portugalską piekarnie Bom Dia i można ich spróbować nie tylko w Gwarnej 9, ale także np w Cafe Bebe, czy w Chilli Cafe. Pastel de nata – 5 zł
Moje pierwsze ciasto w Limonce i od razu nie najlepsze trafienie. Sama bym się na tartę cytrynową nie zdecydowała, ale kelnerka polecała, a ja nigdy nie jadłam, więc stwierdziłam że może warto. Nie wiedziałam jak to może smakować ani czym może być tajemnicza masa na tarcie – zresztą tego czym jest tajemnicza masa na tarcie nadal nie wiem, jedyne co rozpoznałam to skórka cytrynowa.. Od razu powiem, że nie przepadam za słodyczami i żebym była zadowolona trzeba mi podać coś naprawdę rewelacyjnego, a przy tym nie za słodkiego. Łudziłam się, że tarta cytrynowa będzie kwaśna.. Nie była, była wręcz przesłodzona według mnie – smak cytryny było czuć, ale w takiej słodkiej,…
Baaardzo rzadko jadam desery w restauracjach, tak mniej więcej raz na rok i zwykle jest to szarlotka. Chyba pierwszy raz zamówiłam inny deser. W końcu grecka restauracja, to trzeba czegoś greckiego spróbować (choć w karcie były również szarlotki i serniki). Baklavy nigdy nie jadłam, ale miałam jakieś wyobrażenie na jej temat. Trochę inne niż rzeczywistość, niestety. Niestety głównie dlatego, że wymyśliłam sobie coś smacznego, a dostałam coś niesmacznego. Może z dodatkiem lodów lepiej by się to jadło (w karcie była opcja z lodami i bitą śmietaną), ale solo baklava okazała się ciężka do przełknięcia. Słodsza niż cukier, twarda jak kamień, cudem wcisnęłam w siebie ten kawałek, a później cudem nie miałam…
Sofa to całkiem miłe, malutkie miejsce na kawę. Niczym się szczególnym nie wyróżnia według mnie, wystrój przyjemny, bardzo jasno, niby bardzo typowy kawiarniany, a jednak coś w sobie ma. Miejsce dobre na wyjście w ciągu dnia, na lunch, ze znajomym, albo samemu. Ceny kawiarniane, a do tego całkiem spore menu – oprócz kaw, herbat, deserów i ciast można też tam zjeść coś lekkiego – są sałatki, zupy, placki z cukinii, naleśniki. Jedyny zgrzyt w tym miejscu to obsługa.. Chyba jeszcze mi się nigdy nie zdarzyło by ktoś tak namawiał mnie na coś do jedzenia jak tam. Czułam się jak wtedy gdy dzwoni do mnie ktoś z banku i coś próbuje wcisnąć.…
Gwarna 9 cafe- ul.Gwarna 9 (zamknięte)
Maleńka kawiarenka, dosłownie parę stolików. W okolicy św. Marcina pełno jest takich właśnie miejsc – i nie wiadomo co wybrać. Do Gwarnej warto zajrzeć z kilku powodów. Po pierwsze mają tam naprawdę smaczne jedzenie w przystępnych cenach. W menu znajdziemy portugalskie ciasta słodkie i wytrawne, tosty i sałatki. Niby nic wielkiego, ale każde danie które jadłam w Gwarnej było bardzo dobre. Po drugie w kawiarni mają bardzo miły ogródek, a tego to już nie mają wszystkie kawiarnie w tej okolicy. Od kiedy odkryłam ten pełen kwiatów zaułek praktycznie zrezygnowałam z innych kawiarni i na szybką kawę/lunch chodzę zwykle do Gwarnej – i to nie tylko dlatego, że jest mi ona bardzo…
To co mi najbardziej odpowiada w tej kawiarni to lokalizacja 🙂 Mam tam blisko z uczelni, zwykle jest tam pusto, obsługa jest szybka i można sobie tam swobodnie posiedzieć. Sama limonka pojawiła się w tym miejscu stosunkowo niedawno, ale właściwie od kiedy pamiętam była tam jakaś kawiarnia, a jedyne co się zmienia to nazwa i obsługa. No i może nieco wystrój, a właściwie tylko stoliki. 🙂 Ale tak naprawdę to zawsze się w tym miejscu czuję tak samo, zawsze siadam na pięterku i jest tam spokojnie, ustronnie można by rzec. Zresztą nie ma powodu by czuć się tam źle, jest tanio i studencko, tak stołówkowo nieco, ale mi to odpowiada, szczególnie…
Piatto Bianco – ul. Rybaki 20A
Ktoś mi kiedyś wspomniał o tym miejscu w kontekście pizzy, czy makaronu i od tego czasu mi chodziło po głowie uporczywie. Na stronie sobie jeszcze zdjęcia pooglądałam i stwierdziłam, że fajnie i jeszcze bardziej mi chodziło. W końcu się wybrałam. Po pierwsza, wyobrażałam sobie coś zupełnie innego 🙂 Oglądając zdjęcia stwierdziłam, że to jakaś spora piwnica, a okazało się że to jedna sala, czyli 4 stoliki. Może być to plus, ale może być też minus. Plus, bo było przytulnie i oryginalnie, a minus dlatego, że za każdym otwarciem drzwi robiło się okropnie zimno, a po drugie dlatego, że zapachy z kuchni były tak silne, że do dziś mogę je sobie przypominać…
Kolejny klasyk jeśli chodzi o restauracje. Jak dla mnie Republika Róż istnieje od zawsze. Kiedyś uwielbiałam tam chodzić – szczególnie na tartę malinową – pychota. Od jakiegoś czasu rzadziej tam zaglądam – po pierwsze dlatego, że nieco tam podrożało, a po drugie dlatego, że jakby zmienił się charakter tego miejsca. Parę lat temu otworzyli część śniadaniową, zakazali palenia, całe miejsce zrobiło się jakieś takie jasne i radosne, a ja lubiłam siedzieć w ciemnej, zadymionej sali w piwnicy. Miejsce jest bardzo kawiarniane – kwiatuszki, obrusiki, ozdóbki, świeczki. Standardowo – dużo takich kawiarenek w Poznaniu swego czasu powstało. Ale jak dla mnie tylko Republika Róż jest kultowa, a jej charakter do niej absolutnie…