Dzisiejszy wpis dotyczy wyjątkowo dwóch dań, a to dlatego że są to tzw. dania tygodnia – czyli dania, które można zjeść tylko w danym tygodniu. Obie propozycje okazały się bardzo udane – chłodnik najlepszy jaki jadłam w tym roku, z kolei tarta najlepsza jaką jadłam w Limonce. Chłodnik gęsty, dobrze doprawiony, z dużą ilością warzyw i o niesamowitym kolorze. Do tego w końcu udało mi się trafić na chłodnik podany z jajkiem, o którym w innych restauracjach zdaje się zapomniano. Do tego góra koperku – pycha! Tarta bardzo ciekawa, z dużą ilością orzechów, które też były najbardziej wyczuwalnym składnikiem. Bardzo smaczna, chociaż gdybym nie wiedziała, to nie zgadłabym, że jest z…
W niewielkim lokalu, w którym do niedawna mieściło się Viva Pomodori pojawiła się nowa jadłodajnia. Kuchnię włoską zastąpiła kuchnia polska, w wydaniu bardzo domowym. Szybka obsługa, klimat trochę jak w barze mlecznym, ale jakość jedzenia dużo wyższa. Menu zmienia się codziennie – na stałe w karcie znalazła się kaczka po poznańsku oraz pierogi w różnych wersjach; do tego codziennie pojawiają się dwa dania obiadowe oraz dwie zupy. Wszystko w bardzo przystępnych cenach, smaczne, a porcje są naprawdę spore. W Knajpce Na Fyrtlu można zjeść również tradycyjne, obfite śniadania – w cenach takich, że aż samemu nie chce się gotować. Nie jest to lokal wykwintny, nie jest to nawet restauracja, po prostu…
Chłodnik litewski, czyli moje ulubione danie wiosenno-letnie. Dobry chłodnik mogłabym jeść codziennie i jestem pewna, że by mi się nie znudził. Lubię różne wersje tej zupy, tak naprawdę jestem bardzo pobłażliwa w odniesieniu do chłodników i smakuje mi niemal każdy. Ale nie ten! Zupy zaserwowanej mi w Chatce Babuni nie nazwałabym nawet chłodnikiem litewskim, jak dla mnie kompletnie nieudane danie. Popełniono tu kilka bardzo poważnych błędów, których nie mogę niestety ani pominąć, ani wybaczyć. Po pierwsze zupa smakowała jak rozwodniony, śmietanowy barszcz. Ten konkretny barszcz z Chatki Babuni – nie najgorszy, ale tylko w klasycznej wersji. Na powierzchni chłodnika unosiły się drobne oka tłuszczu, zupa pachniała mięsem i na zimno była…
Pięć sztuk ziemniaczanych placków, lekko pikantny sos, mięsko, wszystko w dużej ilości i za niewielkie pieniądze. Smakują bardzo domowo i tak też wyglądają – na niczym nie oszczędzano, sos mocno mięsny i na bogato, placki naprawdę spore. Zamawiając to danie nie ma co liczyć na jakieś szczególne doznania smakowe, ale na porządne, sycące danie – tak. A tego oczekuję idąc do Chatki Babuni – nie wykwintnej kolacji, ale czegoś na szybko i jak u babci 🙂 Jedyne co mi się nie podobało, to to że placki nie były jednakowej grubości, a więc niektóre były usmażone idealnie, inne trochę za słabo. Nie trafił się na szczęście żaden surowy, także tylko kwestia wygody…
Wiosna tuż tuż, już chyba każdy nie może się doczekać. Ja również, więc tym razem danie wybrałam z sezonowego, wiosennego menu. No ale wiosna na talerzu taka jak za oknem, jak się okazało. Minestrone. Otrzymałam najzwyklejszą zupę warzywną. Pomyślałam, że może jestem ignorantką i coś mi się pomyliło. Po powrocie do domu okazało się, że jednak nic mi się nie pomyliło – raczej komuś w Umberto. Właściwie nigdy nie jadłam minestrone, więc to co miałam to tylko jakieś wyobrażenia, ale jednak – nawet na poziomie teoretyzowania zupa nie była zupą minestrone. Jeślibym zamówiła zupę jarzynową w barze mlecznym byłabym zadowolona w miarę z tego co otrzymałam, ale tak nie było, miałam…
Żurek kosztował więcej niż większość zup, ale rozumiem – zupa na bogato. Przeczytałam w menu, że podawany jest z jajkiem i kiełbasą, także spodziewałam się bardzo sycącej zupy pełnej dodatków. Gdyby żurek był taki jak sobie wyobraziłam na pewno byłby wart swojej ceny, ale niestety zupa w ogóle nie spełniła moich oczekiwań. Smak całkiem znośny, choć trochę nijaki i słabo doprawiony. Gorzej z resztą – wygląd niespecjalny, dziwna konsystencja z grudkami, nie mówiąc o dziwnej białej klusce, której nie odważyłam się spróbować, chyba nie miała się znaleźć na moim talerzu. Zupa na bogato, ale dodatki co najwyżej średnie. Dużo kiełbasy – dwa rodzaje, dużo ziemniaków, ale jajka się nie dopatrzyłam. Ziemniaki…
Kolejna restauracja, w której można zjeść za pół ceny z Foodie Card i póki co chyba największe rozczarowanie. Myślałam, że trafię do miejsca gdzie można zjeść coś prostego, domowego i SMACZNEGO. Kiepsko wypadło wszystko właściwie, może prócz obsługi, która była sprawna i miła. Pierwsze wrażenie nawet pozytywne po chwili minęło. Wystrój trochę bez wyrazu, trudny do określenia – ni to restauracyjny, ni to klubowy. Ale najgorsze wrażenie i tak zrobiła toaleta. Po pierwsze – zagadka – dlaczego toaleta jest na kod? dziwne, no ale cóż. Było czysto, ale: nie było mydła, suszarka nie działała, oderwana klapa.. No klimat jak z pubu, a nie restauracji. Jedzenie z kolei było straszne. Zdecydowanie nie…
Barszcz jak w karcie widzę, zwykle zamawiam bez zastanowienia. Zawsze jest to pierwsza zupa, którą próbuję w nowym miejscu. Barszcz kocham, ale też jestem dość wybredna – według mnie barszcz musi być dobrze doprawiony, mocno kwaśny i koniecznie musi mieć odpowiednią barwę. Barszcz który otrzymałam w Chatce Babuni był barszczem jedynie poprawny. Dobry kolor, zapach, ale smak jakiś taki nijaki. Ani specjalnie buraczany, ani kwaśny, ani pieprzny. Rozgrzał jak trzeba, ale w zachwyt nie wprawił. Moim faworytem wśród poznańskich barszczy pozostaje ten z Umberto. Mięsny rogalik smakował mi bardziej niż barszcz. Ale względem niego miałam dużo mniejsze oczekiwania 😉 Ale był miłym dodatkiem tak czy siak – cieplutki, z dużą ilością…
Znalazłam coś dziwnego, coś nowego, więc trzeba było spróbować. Sushi z kaszą i różnymi dodatkami. Na zdjęciu wyglądało ładnie, nie wiedziałam czego się spodziewać, ale miałam nadzieję na coś smacznego. Zamówiłam zestaw kaszmix – czyli mix dodatków – mięsnych, rybnych, serowych i na słodko, a do tego sos musztardowo miodowy. Mój zestaw miał 15 kawałków i pierwsze co mnie uderzyło, to to że te kawałki są maleńkie. Klasyczne sushi te kawałki ma większe, a przy okazji są ładniej pokrojone 🙂 No nie powiem, właściwie się tym zestawem najadłam, ale to był zestaw o nazwie „większy”, najmniejszy zaś liczy 6 kawałków – 6 kawałków to za mało nawet jak na drugie śniadanie…
Naleśnik farmerski – kurczak, kalafior, brokuł – nie pamiętam szczerze mówiąc czy były tam inne warzywa, ale chyba nie. Nie przepadam za Trocadero i naprawdę nie wiem dlaczego to miejsce cieszy się nadal popularnością, szczególnie że znajduje się w oklicy kilka miłych i niedrogich miejsc, gdzie jedzenie jest lepsze na pewno, podobnie jak atmosfera. Naleśnika w Trocadero już kiedyś spożywałam, ale wyglądał wtedy inaczej – był złożony na pół, a nie zwinięty. I był zdecydowanie cieńszy. Naleśnik właściwie składał się w większości z ciasta, które zaklejało i odbierało radość jedzenia. Zastanawiałam się jak ten naleśnik jest pozwijany, bo w każdym miejscu były co najmniej dwie warstwy ciasta. Ciasto swoją drogą było…