Szachownica to restauracja specjalizująca się kuchni bretońskiej z jednej strony, z drugiej w kuchni polskiej – czy też dokładniej poznańskiej, jak sami o sobie mówią. W karcie można znaleźć również dania nieco odbiegające od tego profilu – szczególnie jeśli chodzi o przystawki, zupy, sałtaki itd. Kuchnia bretońska w tym wypadku to przede wszystkim naleśniki z mąki gryczanej, czyli galettes w wersji słodkiej i słonej. Kuchnia poznańsko-polska, to placki ziemniaczane, szare kluchy oraz kaczka. Dań głównych jest oczywiście więcej, ale jest już to raczej pomieszanie kuchni – w karcie znajdziemy roladki z kurczaka, stek, żeberka, łososia, pstrąga.. Wszechstronnie. Menu jest długie, ale czy to wada, czy zaleta przekonać się nie sposób po…
Chłodnik z botwinki z jajkiem i tarta z botwinką i orzechami włoskimi- Limonka cafe & lunch (zamknięte)
Dzisiejszy wpis dotyczy wyjątkowo dwóch dań, a to dlatego że są to tzw. dania tygodnia – czyli dania, które można zjeść tylko w danym tygodniu. Obie propozycje okazały się bardzo udane – chłodnik najlepszy jaki jadłam w tym roku, z kolei tarta najlepsza jaką jadłam w Limonce. Chłodnik gęsty, dobrze doprawiony, z dużą ilością warzyw i o niesamowitym kolorze. Do tego w końcu udało mi się trafić na chłodnik podany z jajkiem, o którym w innych restauracjach zdaje się zapomniano. Do tego góra koperku – pycha! Tarta bardzo ciekawa, z dużą ilością orzechów, które też były najbardziej wyczuwalnym składnikiem. Bardzo smaczna, chociaż gdybym nie wiedziała, to nie zgadłabym, że jest z…
Linguini – ul. Metalowa 4
Linguini jakoś mnie szczególnie nie kusiło, nie dość że daleko, to jeszcze jest to restauracja hotelowa, na stronie nie mogłam znaleźć cennika i obawiałam się kosmicznych cen. A teraz żałuję, że tego miejsca i tej kuchni nie odkryłam wcześniej. Zacznę od wystroju. Jak już wspomniałam – hotel i widać to w wystroju. Dyskretnie, elegancko, klasycznie. Bez jakichkolwiek ekstrawagancji – po prostu białe stoliki ładnie zastawione, bar i koniec. Ale za to można posiedzieć na ogródku, gdzie jest już mniej weselnie, czy bankietowo – jeśli ktoś nie lubi takich klimatów. Ja nie lubię przesadnej elegancji, ale w Linguini czułam się dobrze i swobodnie, wystrój na pewno nie był żadnym minusem – był…
Nie spodziewałam się niczego poza pysznością. Proste danie – polędwiczka i sos kurkowy. Miały do tego być warzywa julienne oraz pieczone ziemniaki, także proste i bezpieczne połączenie. Gdyby przygotowano wszystko jak trzeba. Niestety to co otrzymałam było raczej dość smacznym daniem stołówkowym, na pewno nie czymś czym można się zachwycać. Warzywa bez smaku, pieczone ziemniaki okazały się smażone w głębokim oleju, mięso wysuszone, a sos kompletnie bez smaku. Kurek zaś musiałam szukać. Wszystko wrzucone na talerz, bez żadnej kompozycji nawet nie wyglądało zachęcająco. Mięso było tak dziwnie przyrządzone, że gdybym nie wiedziała co jem w życiu nie powiedziałabym, że to polędwica. Niby miękkie, ale suche i bez smaku, kolor jakiś taki…
Zupa kusi piękną nazwą, intryguje rosą, zachęca chipsem – po prostu nie mogłam się oprzeć. To co dostałam trochę odbiegało od tego co sobie uprzednio wyobraziłam, ale na szczęście jakiegoś ogromnego rozczarowania nie było. Rosa bazyliowa okazała się po prostu aromatyzowaną oliwą, którą polano zupę przed podaniem; chips został wrzucony niestety do zupy co sprawiło że rozmiękł kompletnie, a do tego trudno było go zjeść, zaś po jego wyjęciu objętość zupy zmniejszyła się o połowę, ale poza tymi niedociągnięciami było bardzo smacznie. Bazylii tam raczej wyczuć się nie dało, za to szynka parmeńska podzieliła się z zupą przyjemnym aromatem, także nie rozmokła na darmo. Jeśli chodzi o samą zupę, to muszę…
Kolejne miejsce do którego chciałam się wybrać, ale jakoś nie miałam ku temu okazji, z pomocą zaś nadeszła akcja Poznań za Pół Ceny. Pod Pretekstem zawsze kojarzyło mi się z miejscem kultowym i dobrze znanym, ale raczej mało się słyszy o nim w kontekście jedzenia, częściej przy okazji jakiś wydarzeń kulturalnych – koncertów, czy wystaw. Wiadomo, miejsce to do tanich nie należy, więc też bez zachęty nie chciałam iść.. Pół ceny, to dobra cena, więc w końcu znalazł się pretekst by odwiedzić Pod Pretekstem. Bardzo pozytywne pierwsze, drugie, trzecie wrażenie. Klimatycznie, dużo przestrzeni, ciekawy wystrój, atmosfera idealna do picia wina przez cały dzień. Miejsce w zasadzie nie miało restauracyjnego charakteru, ale…
Zdecydowanie dania główne w Cactus Factorii są perfekcyjne. Zawsze dobrze przyrządzone, nigdy nie są dziełem przypadku, wiem czego mogę się spodziewać i wiem, że czegoś pysznego. Tym razem ryba, tuńczyk dokładniej. Tuńczyka w restauracji jadłam raz i smakował jak podeszwa. Ten był zdecydowanie inny – wiadomo, mocno mięsny, ale jednak delikatny i kruchy, mięso nie było wysuszone na wiór, czyli dobrze. Do tego na talerzu znalazły się grillowane warzywa: bakłażan, cukinia oraz czerwona i żółta papryka i pieczony ziemniak z masełkiem czosnkowym. Miłymi dodatkami była również pieczona połówka cytryny oraz słodki sos balsamiczny. Jedyne czego mi nieco brakowało to sól, reszta idealna. Każdy szczegół przemyślany tak, że jedzenie było jedynie przyjemnością…
Ostatnio dość często zamawiam dania z grillowaną piersią kurczaka i naprawdę jestem bardzo zdziwiona w jak niewielu miejscach w Poznaniu można zjeść dobrze zrobionego kurczaka. Zawsze coś: a to bardzo okrojona porcja, a to kurczak za słony, albo smażony zamiast grillowany, suchy albo twardy, albo przypalony… Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć miejsca gdzie z kurczakiem sobie radzą i to nie tylko od święta. W Małej Italii mięso było całkiem smaczne, ale tak maleńkiej porcji to chyba jeszcze nigdy nie wiedziałam. Mięsa było tak niewiele, że praktycznie nie było w czym robić kieszonki do nadziewania, także to co powinno być w środku znalazło się obok mięsa. Zresztą też nie za wiele…
Zupa stracciatella to wcale nie zupa z czekoladą, ale rosół z kluseczkami z parmezanem. Ciekawe danie, pierwszy raz jadłam coś takiego. Wyglądem nie powala, zdaję sobie z tego sprawę, ani kolor, ani kluseczki nie są zachęcające, ale za to smak niezwykły. Właściwie każda łyżka smakowała inaczej. Z początku zupa smakowała jak mocny rosół, nie jakaś tam woda, ale porządny wywar. Kluseczki były jeszcze zwarte, mocno serowe. Z czasem smak zupy i kluseczek się zmieniał – w połowie talerza zupa miała zdecydowany smak parmezanu, a kluseczki przestały być tak ostre i serowe. Fajnie się jadło to danie, nie było nudne, zaskakiwało smakiem, a zupa z każdą łyżką była smaczniejsza. Zupa do zjedzenia…
Kolejne danie z sezonowego menu, tym razem klasyka, czyli grillowany kurczak podany z wiosenną sałatką i grillowanymi ziemniakami. Nie poleciłabym tego dania w takim wydaniu niestety. Najgorzej wypadł kurczak, który nie dość, że mały, to jeszcze zamarynowany w vegecie. Był tak słony, że właściwie niezjadliwy – przyprawę można było zeskrobywać nożem, ale i tak sztuczny i słony smak pozostał. I nie ważne już, że kurczak był soczysty, bo był po prostu okropny. Do tego chyba ktoś niezbyt się postarał podczas oczyszczania mięsa, ponieważ można było natrafić na mnóstwo dziwnych włókien, czy ścięgien. Na koniec jeszcze jeden zarzut odnośnie kurczaka – nie był grillowany, a po prostu usmażony. Najbardziej smakowały mi z…