Drugie podejście do pizzy z Paderewski Restaurant. Wrażenie już nie tak oszołamiające jak za pierwszym razem, ale nadal pozytywne. Oczekiwania miałam ogromne, więc i bardziej byłam wyczulona na niedociągnięcia. Pescatore – anchois, tuńczyk, kapary. Dwie rzeczy nie dawały mi spokoju – po pierwsze ciasto. Już drugi raz wyrośnięte nierówno – z jednej strony bardzo cienkie, z drugiej zdecydowanie grubsze, żeby nie powiedzieć po prostu grube. Nie wiem czego to kwestia – czy odpowiedniego rozciągnięcia ciasta, czy obracania pizzy w piecu – w każdym razie, jeśli to jest standard, a nie jednorazowy przypadek, to ktoś powinien spróbować rozgryźć tę zagadkę. No i jak to ocenić – połowa pizzy na cieście cienkim była…
Makaron z bar a boo należy do moich ulubionych – jeszcze nie trafiłam na taki, który by nie był pyszny. Ten, oczywiście również był wyborny, nie miałam temu daniu nic do zarzucenia. Z początku wydawało mi się może trochę za słabo przyprawione, ale w miarę jedzenia przekonałam się zupełnie. Przede wszystkim na wspomnienie zasługuje tuńczyk – najlepszy jaki jadłam, nie jakaś tam papka, ale porządne, spore kawałki i to w dużej ilości, co mnie bardzo ucieszyło. Oprócz tuńczyka w sosie były jeszcze kapary, pomidorki koktajlowe i czosnek. Ale główne skrzypce grał tuńczyk. Makaron w bar a boo zawsze ugotowany jest tak jak należy, zawsze smaczny, nigdy się nie zawiodłam – wiadomo…