Chłodnik litewski, czyli moje ulubione danie wiosenno-letnie. Dobry chłodnik mogłabym jeść codziennie i jestem pewna, że by mi się nie znudził. Lubię różne wersje tej zupy, tak naprawdę jestem bardzo pobłażliwa w odniesieniu do chłodników i smakuje mi niemal każdy. Ale nie ten! Zupy zaserwowanej mi w Chatce Babuni nie nazwałabym nawet chłodnikiem litewskim, jak dla mnie kompletnie nieudane danie. Popełniono tu kilka bardzo poważnych błędów, których nie mogę niestety ani pominąć, ani wybaczyć. Po pierwsze zupa smakowała jak rozwodniony, śmietanowy barszcz. Ten konkretny barszcz z Chatki Babuni – nie najgorszy, ale tylko w klasycznej wersji. Na powierzchni chłodnika unosiły się drobne oka tłuszczu, zupa pachniała mięsem i na zimno była…
Pięć sztuk ziemniaczanych placków, lekko pikantny sos, mięsko, wszystko w dużej ilości i za niewielkie pieniądze. Smakują bardzo domowo i tak też wyglądają – na niczym nie oszczędzano, sos mocno mięsny i na bogato, placki naprawdę spore. Zamawiając to danie nie ma co liczyć na jakieś szczególne doznania smakowe, ale na porządne, sycące danie – tak. A tego oczekuję idąc do Chatki Babuni – nie wykwintnej kolacji, ale czegoś na szybko i jak u babci 🙂 Jedyne co mi się nie podobało, to to że placki nie były jednakowej grubości, a więc niektóre były usmażone idealnie, inne trochę za słabo. Nie trafił się na szczęście żaden surowy, także tylko kwestia wygody…
Czyli spaghetti ze szparagami, szynką parmeńską i mozzarellą w sosie szafranowo śmietanowym. Połączenie świetne, całe danie bardzo udane! Duża porcja, odpowiednia proporcja dodatków, sosu i makaronu no i doskonały smak! Danie pięknie się prezentuje, same żywe kolory i niesamowity aromat. Niby proste danie, a jednak właśnie takie na które można wydać trochę więcej i na nie od czasu do czasu wracać. W sosie się po prostu zakochałam, do dziś zastanawiam się co mu nadało tak wyrazisty smak i nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. Niczego za mało, niczego za dużo – idealnie przyprawiony, po prostu idealny! Danie zdecydowanie warte polecenia! Jeśli chodzi o cenę, to faktycznie jest trochę wysoka jak…
Pizza Valpolicella, czyli z dodatkiem gorgonzoli i prosciutto, plus tradycyjnie z sosem pomidorowym i serem. Pierwsze wrażenie po otrzymaniu pizzy nienajlepsze. Cała pizza obłożona dodatkami, zero wolnej przestrzeni, a ciasto wygląda na dorodne. Wygląda troszkę zbyt fast foodowo, ja zdecydowanie cenię pizze na których nie ma mnóstwa dodatków, a ciasto musi być charakterystyczne, chrupiące, cienkie no i musi smakować po prostu! W Valpolicelli ciasto było nieco zbyt miękki, gumowate i pozbawione smaku. Okazało się nie być grubym niesłychanie, ale wcale to sytuacji nie uratowało – dużo dodatków plus cienkie ciasto to bardzo ryzykowne połączenie. Wszędzie tam gdzie dotarły dodatki ciasto było miękkie i niesmaczne. Samo w sobie nie było najgorsze –…
Miejsce to już od jakiegoś czasu mnie zastanawiało. Istnieje od zawsze, a nie znam nikogo kto bym tam chodził, sama też nigdy poważnie na temat wstąpienia tam nie myślałam. Odrobinę może odpycha z zewnątrz swą ponurością i ciemnymi barwami. Valpolicella kojarzyła mi się trochę z elegancją, trochę z wysokimi cenami, ale przede wszystkim z jakąś minioną epoko w Polskiej gastronomii. Podczas gdy tak sobie myślałam z nieba spadł mi Poznań Za Pół Ceny i Valpolicella właśnie wśród restauracji biorących udział w akcji. W innych okolicznościach pewnie wcale bym nie dotarła w to miejsce. Pierwsze co rzuciło się w oczy to wysokie ceny. Zupa kilkanaście złotych, pizza powyżej 30, makaron i dania…
Barszcz jak w karcie widzę, zwykle zamawiam bez zastanowienia. Zawsze jest to pierwsza zupa, którą próbuję w nowym miejscu. Barszcz kocham, ale też jestem dość wybredna – według mnie barszcz musi być dobrze doprawiony, mocno kwaśny i koniecznie musi mieć odpowiednią barwę. Barszcz który otrzymałam w Chatce Babuni był barszczem jedynie poprawny. Dobry kolor, zapach, ale smak jakiś taki nijaki. Ani specjalnie buraczany, ani kwaśny, ani pieprzny. Rozgrzał jak trzeba, ale w zachwyt nie wprawił. Moim faworytem wśród poznańskich barszczy pozostaje ten z Umberto. Mięsny rogalik smakował mi bardziej niż barszcz. Ale względem niego miałam dużo mniejsze oczekiwania 😉 Ale był miłym dodatkiem tak czy siak – cieplutki, z dużą ilością…
I kolejny mix trzech pierogów z opisywanej już Chatki Babuni. Jeden dobry traf, jeden średni i jeden bardzo średni, bo przypalony, ale po kolei. Pieróg pierwszy – kowala, czyli salami i ser cheddar Takie proste połączenie, wiele się po nim nie spodziewałam, a okazał się tenże pieróg najlepszy z trzech zamówionych. Nie nazwałabym go wyśmienitym, ale smacznym już tak. Trzech bym takich nie chciała, ale jeden to tak akurat. Zmielone ze sobą salami i ser, salami mocno wyczuwalne, ser równoważy smak i się miło ciągnie. Tego pierożka polecam Pieróg drugi – węgierski, czyli wołowina, pieczarki, papryka, cebula i ogórek No też nie najgorzej, pieróg z gulaszem jak się okazało. Trzy kawałki mięska,…
Po pierwsze miła niespodzianka – pierogi można mieszać, nie trzeba kupować całego zestawu z jednym rodzajem pierogów. To zmiana, która mnie osobiście cieszy, ponieważ nigdy nie mogę się zdecydować, niektórych boję się spróbować, a inne wydają mi się zbyt obciążające by zjeść ich więcej niż jeden. No więc zdecydowałam się na mix trzech pierogów: Pieróg pierwszy – włoska robota. Czyli z nadzieniem z duszonych pomidorów z nutką czosnku, cebulką, listkami świeżej bazylii i mozzarellą, posypany pysznym parmezanem. Zdecydowanie najlepszy z całego zestawu – nadzienie bajeczne, naprawdę aromatyczne i pełne smaku. Na pewno wrócę do tego smaku. Pieróg drugi – z łośkiem. Nadzieniem był głównie łosoś, ale według karty również z serkiem philadelphia,…
Chatka babuni, czyli najpopularniejsza pierogarnia w Poznaniu. Kiedyś się nią zachwycałam, że takie jedzenie dobre, że taki spoko klimat, że niskie ceny. Ale się po kilku razach zraziłam i już się nie zachwycam. W godzinach szczytu i w weekendy na pewno nie warto tam zaglądać – po pierwsze raczej nie będzie miejsca, po drugie nie ma co liczyć na miłą, czy sprawną obsługę. Jedzenie też jest wtedy jakby gorsze. Podczas moich pierwszych wizyt urzekło mnie między innymi, to że byłam dobrze obsłużona – dbano o mnie, nikt się nie spieszył, zwracał na mnie uwagę po prostu. W weekendy wszystko się sypie – albo mają za dużo klientów, albo za mało obsługi.…